wtorek, 8 marca 2016

Studiare all'italiana - studia we Włoszech polskim okiem

Pomimo wielu podobieństw studia w każdym kraju wyglądają nieco inaczej. Kończąc liceum marzyłam o studiowaniu archeologii na jednej z włoskich uczelni, najlepiej w Rzymie. Jednak dopiero kiedy udało mi się częściowo spełnić to marzenie, uświadomiłam sobie jedną rzecz. Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, czego chciałam. Co więcej, cieszę się, że mi to nie wyszło.
 
Włoski system prawdę mówiąc nie przypadł mi do gustu. Przypuszczam, że wiele zależy od dziedziny studiów (we Florencji byłam na wydziale nauk politycznych, natomiast w Rzymie na wydziale ekonomii). U mnie jednak nie było czegoś takiego jak podział na wykłady i ćwiczenia czy laboratoria. Wszystkie przedmioty miały formę wykładów, czasami ich część przypominała ćwiczenia - studenci przygotowywali prezentację lub opracowywali pewien zakres materiału. Jednak nie było to obowiązkowe, tak jak i sama obecność na zajęciach (chociaż bywała ona sprawdzana). Zazwyczaj wyglądało to w ten sposób, że jeśli ktoś brał aktywny udział (co nie na każdym przedmiocie było możliwe), miał mniejszy zakres materiału do nauczenia się na egzamin. Np. studentów uczęszczających na wykłady i przygotowujących prezentację obejmowały dwie zamiast trzech książek.
Zajęcia trwały teoretycznie 2 pełne godziny  (oczywiście od tego można sobie odliczyć co najmniej kwadrans spóźnienia prowadzącego). Nie było jednak oficjalnej przerwy w planie zajęć.
Włosi, jak chyba wszyscy południowcy, nie grzeszą punktualnością, więc zawsze ktoś przychodził spóźniony, czasami nawet o godzinę, jednak nikt na to nie zwracał uwagi.


Wykład w Rzymie

We Włoszech obowiązuje kompletnie inny system oceniania niż w Polsce. Skala ocen wynosi od 1 do 30, przy czym aby zdać trzeba uzyskać co najmniej 18 punktów. Szczególnie wybitni studenci mogą liczyć na ocenę wykraczające poza skalę, czyli 30 e lode, odpowiadającą naszej piątce z plusem.

Rzeczą dla mnie bardzo dziwną, z którą spotkałam się we Włoszech była rezerwacja egzaminów. Aby móc zdawać je w poszczególnych terminach, najpierw trzeba było się na nie zapisać w odpowiedniej zakładce na koncie studenckim. Zapisy takie zaczynały się zazwyczaj miesiąc przed egzaminem i były zamykane kilka dni przed jego datą. We Florencji na tym kończyła się cała rezerwacja, jednak w Rzymie dodatkowo wymagane było przyniesienie na egzamin wydrukowanego potwierdzenia.
Także wyniki odbytych egzaminów pojawiały się po zalogowaniu na konto. W przeciągu kilku dni należało zatwierdzić ocenę bądź ja odrzucić. Przyznam szczerze, że nigdy nie udało mi się do końca zrozumieć tego systemu.

Dużym utrudnieniem było również zbieranie podpisów do indeksu we Florencji (gdzie pełnił on także funkcję libretta, czyli legitymacji) oraz na formularzach potwierdzających rezerwację w Rzymie. Największym problemem był fakt, że Erasmusi często kupują bilety powrotne zaraz po zakończeniu egzaminów i nie zawsze mają wystarczająco dużo czasu, żeby szukać wykładowców. Dla mnie z kolei było to całkiem nowe doświadczenie, ponieważ na mojej uczelni w Polsce od początku studiów miałam tylko indeks elektroniczny. 

Zajęcia zaczynają się w połowie września, natomiast w semestrze letnim trwają do końca maja. Ponadto każdy semestr jest podzielony na 3 moduły. Jest to dość istotne, ponieważ niektóre przedmioty zaczynają się w pierwszym module i trwają do końca drugiego lub zaczynają się dopiero w drugim. Dotyczy to głównie tych, którym jest przypisane 6 punktów ECTS, 9-punktowe przedmioty trwają natomiast przez cały semestr. Nie jest to jednak regułą, ponieważ na niektórych przedmiotach była możliwość wyboru, czy chce się zdawać egzamin za 6 czy też za 9 punktów.

Sesja trwała sporo dłużej niż w Polsce. Pierwsze egzaminy w semestrze zimowym miały miejsce w ostatnim tygodniu przed świętami. Drugi termin przypadał na styczeń, natomiast ostatnia szansa na zaliczenie przedmiotu była w lutym.
Sesja letnia zaczynała zaczęła się natomiast w czerwcu i skończyła się w drugiej połowie lipca. Problemem dla zagranicznych studentów jest na pewno konieczność zdawania w trzecim terminie, który tak jak sesja poprawkowa w Polsce ma miejsce dopiero we wrześniu.
Inną istotną kwestią dotycząca zaliczenia wybranych przedmiotów jest fakt, że egzaminy w większości mają formę ustną, co w przypadku zdawania ich w obcym języku jest dodatkowym stresem. Jednak ma to też dobre strony, ponieważ można nadrobić braki językowe gestykulacją lub uzyskać podpowiedź. Ale nie ma co się załamywać - zdarzają się też egzaminy w formie testu, chociaż szczerze mówiąc spierałabym się co do tego czy są łatwiejsze.

Każde miejsce jest dobre do nauki, nawet dziedziniec muzeum!
 
 
J.

 
"Viaggiare e cambiare luogo conferisce un nuovo vigore alla mente"- Seneca

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy i przydatny post. Język włoski bardzo mi się podoba, jednak nigdy nie miałam możliwości uczenia się jego. Studiuję obecnie filologie germańską, za rok zamierzam wyjechać na Erasmus. To może być przygoda mojego życia.

    velvetheart96.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli na włoskich uczelniach reżim wydaje się znacznie mniejszy niż na naszych uczelniach

      Usuń
    2. Justyna, bardzo zachęcam do wyjazdu! :) Erasmus to stanowczo najlepsza część studiów i gwarantowane piękne wspomnienia :D

      Usuń