czwartek, 25 lutego 2016

Sztuka wyboru - dlaczego znalazłam się właśnie we Florencji

 

Dlaczego Florencja? Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Ale nazwałbym to krótko: przeznaczenie.
Kiedy planowałam wyjazd tylko jedna rzecz była pewna i niepodważalna - krajem, w którym chciałam odbyć wymianę miały być Włochy. Mój wydział miał podpisane umowy z kilkoma uczelniami: w Genui, Bolonii, Maceracie, L'Aquili, Cagliari, Florencji, Anconie i, jak się okazało dopiero po rekrutacji, także w Neapolu. Rok wcześniej miałam zaplanowany wyjazd do L'Aquili, jednak z wielu przyczyn zdecydowałam się z niego zrezygnować. Rozważając erasmusową destynacje rok później brałam pod uwagę dwa miasta: Bolonię oraz Florencję. Wybór jednak nie był łatwy. W Polsce wszyscy byli zachwyceni. "Toskania to przecież najpiękniejszy region Włoch, nad czym ty się jeszcze zastanawiasz?!". Znajomi Włosi w stu procentach przypadków polecali mi Bolonię. Miasto nieco większe, dobry uniwersytet i bogate życie studenckie. Wydawałoby się, że idealne miejsce na Erasmusa. Mi też coś od początku mówiło, że właśnie tam powinnam aplikować. Jednak kiedy nadszedł moment, w którym musiałam dokonać ostatecznego wyboru, okazało się, że umowa z Bolonią nie została przedłużona. W tej sytuacji chcąc nie chcąc uczelnią mojego pierwszego wyboru została Università degli Studi di Firenze. I tam właśnie spędziłam pięć z dziesięciu najlepszych miesięcy mojego życia.
 
Nigdy nie byłam wielką miłośniczką Florencji. Jej piękno jest oczywiste i niepodważalne. To kolebka renesansu i miasto artystów, a przez wielu uważane jest za najpiękniejsze na Półwyspie Apenińskim. Jednocześnie było to drugie włoskie miasto, które miałam przyjemność zwiedzić. Po niemal dzisieciu latach nadal była żywa w mojej pamięci piękna panorama Firenze rozciągajaca się z Piazzale Michelangelo, ale nie znalazłam w niej "tego czegoś".
Nawet teraz trudno mi powiedzieć co czuję kiedy myślę o tym mieście, które uważam już za swoje. Nie jest to szaleńcza miłość ani fascynacja - nie jest tak, jak w przypadku Rzymu. Odczuwam raczej ogromny sentyment i tęsknotę. Tak jak w starym małżeństwie - stała się częścią mnie, chociaż nie ma już chemii.


 
Pierwsze wrażenia po przyjeździe nie były najlepsze, chociaż trudno się temu dziwić. Po ponad 24 godzinach w samochodzie jest się na tyle zmęczonym, że marzy się o prysznicu i odrobinie snu. A jeśli zaraz po przyjeździe spotykasz się z brakiem uprzejmości ze strony mieszkańców, natomiast zaparkowanie gdzieś samochodu graniczy z cudem, trudno jest zachować dobry humor. Samo znalezienie mieszkania, które mieliśmy wynająć okazało się trudnym zadaniem. We Włoszech do oznaczania numerów budynków używa się dwóch kolorów tabliczek. Niebieskie odnoszą się do budynków mieszkalnych, natomiast czerwone do lokali usługowych. Niestety pozbawieni tej wiedzy biegaliśmy w tę i we w tę po dość długiej via Palazzuolo w poszukiwaniu numeru 120, zaczynając wątpić w jego istnienie.

moja ulica - via Palazzuolo
Pierwsze dni też mijały się z wyobrażeniami jakie miałam na ich temat. Jako że wcześniej spędziłam dużo czasu na południu Włoch, ściślej rzecz ujmując na Sycylii, byłam przyzwyczajona do zupełnie innej rzeczywistości. A Florencja to jednak północ i dane mi było odczuć tę różnicę.
Pierwszego ranka w nowym mieście obudziły mnie hałasy z ulicy (było bardzo gorąco, więc okno w kuchni mieliśmy zawsze otwarte). Wbrew moim oczekiwaniom językiem, który słyszałam nie był włoski - via Palazzuolo niemal przez calusieńki dzień była obstawiona po obu stronach imigrantami z Afryki. Nierzadko słyszałam też arabskie pieśni.
Mieszkańcy stolicy Toskanii również okazali się bardziej zamknięci na obcych niż ich rodacy na południu kraju, ale o tym opowiem przy innej okazji.
 
Wszechobecna kopuła Duomo

Początkowo ogromną trudność sprawiało mi nawet samo poruszanie się po mieście. Florencja co prawda nie jest duża. Pod względem powierzchni nie odpowiada nawet połowie Gdańska. Posiada dość duże centrum historyczne, które można jednak przejść w pół godziny. Oczywiście, jeśli nie zgubi się w gąszczu podobnych do siebie uliczek. Na pierwszy rzut oka wszystkie wydawały mi się bardzo podobne. Jeśli nie było na nich charakterystycznego kościoła czy sklepu, nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Dlatego też przez pierwsze dwa tygodnie wyjście z domu bez mapy mogło oznaczać znacznie dłuższy spacer niż ten, na który się nastawiałam. Z czasem jednak nawet Florencja dała się oswoić. Kiedy po miesiącu przyjechała w odwiedziny moja mama, sprawnie poruszałyśmy się pomiędzy najważniejszymi punktami turystycznymi.
 
 
J.
 
„Podróżowanie jest brutalne. Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszelkiego co znane i komfortowe. Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym – powietrzem, snem, marzeniami, morzem i niebem.” - Cesare Pavese

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz