środa, 12 października 2016

Facciamo shopping - w poszukiwaniu centrum handlowego

Włochy są rajem dla tych, którzy lubią zakupy, a ponadto dysponują zasobnym portfelem. Mediolan uznawany jest za europejską stolicę mody, a wiele luksusowych włoskich marek zyskało popularność na całym świecie. Gdzie jednak mogą zrobić zakupy zwykli śmiertelnicy, których nie stać na Pradę czy Gucciego? Temu tematowi chciałabym poświęcić dzisiejszy wpis, uwzględniając miasta, które poznałam najlepiej, czyli Rzym oraz Florencję.


Florencja


We Florencji jedna rzecz zawsze bardzo mnie dziwiła - jak to możliwe, że w mieście, które nie jest przecież takie małe, nie ma ani jednego porządnego centrum handlowego? Nadal jest to dla mnie zagadką. Jako, że w Gdańsku mamy ich mnóstwo, byłam przyzwyczajona do wyjść na zakupy, kiedy aura nie sprzyjała innym rozrywkom. We Florencji natomiast na początku dostrzegałam na ulicach jedynie drogie sklepy pokroju Gucciego, na które co najwyżej mogłam popatrzeć przez szybę (a przy okazji zauważyłam, że w każdym z nich przy wejściu stoi ciemnoskóry ochroniarz, dobrze komponujący się z zazwyczaj złotym wystrojem salonów).




Trochę sklepów dostępnych dla zwykłego śmiertelnika można znaleźć w podziemiach dworca Santa Maria Novella. Chociaż mieszkałam bardzo blisko, przyznam szczerze, że nie lubiłam tam chodzić i nigdy nie znalazłam tam nic ciekawego.

W nieco przerażającym Centro Commerciale Sand Donato, znajdującym się zaraz przy kampusie uniwersyteckim na Novoli, można znaleźć kilka sklepów (i to dosłownie kilka). Oprócz Unicoopa, o którym wspomniałam już wcześniej, znajdziemy tam H&M, Media World (wcześniej był to Saturn), siłownię oraz kino. Samo centrum jest bardzo dziwne (moja kuzynka określiła je jako opuszczone)    i jedynym sklepem, do którego naprawdę warto było się przejść był Coop.

Bardzo fajny, 3-piętrowy H&M można znaleźć w samym sercu Florencji - na biegnącej od Ponte Vecchio Via Por Santa Maria. Cała ulica jest pełna różnego rodzaju sklepów.
Sporo sklepów jest też między innymi na Via Nazionale. Do moich ulubionych należy Piazza Italia. Ceny są tam bardzo przystępne, a asortyment na pierwszy rzut oka może i wygląda na nieco tandetny, ale można znaleźć coś ciekawego. Na wyprzedażach znalazłam naprawdę dużo ładnych i tanich sukienek i torebek (za 2,5 i 5 euro).

Jednak najlepszą rzeczą we Florencji, której niesamowicie mi brakowało w Rzymie są sklepy "Tutto 99 cent", gdzie zgodnie z nazwą można kupić wszystko za 99 centów. Naprawdę wszystko. Na początku byłam co do tego bardzo nieufna, jednak w końcu się przekonałam, że każda rzecz kosztowała właśnie tyle i ani centa więcej. A można tam było dostać niemal wszystko. Zaczynając od słodyczy, poprzez środki czystości, ozdoby, naczynia, książki (np. przewodniki turystyczne) po kosmetyki. Co mnie bardzo dziwiło, jakość tych produktów była bardzo przyzwoita. Kupiłam tam maskę do włosów, która ma piękny zapach awokado i wbrew obawom mojej przyjaciółki, nie wypadły mi po niej włosy. Wypróbowałam też eyeliner i nie mam do niego zastrzeżeń. Do bardziej udanych zakupów zaliczam też np. formy do smażenia cannoli oraz śliczne silikonowe foremki do babeczek. W całym centrum Florencji jest ok. 5 "Tutto", ale też kilka innych sklepów, w których można kupić wszystko za 1 euro.

I Gigli - jedyne centrum handlowe z prawdziwego zdarzenia, w jakim byłam w Toskanii. Położone jest w Campi Bisenzio, ok. 30 minut jazdy samochodem z Florencji. Z tego, co czytałam można tam dojechać autobusami ATAF linii 30, 35 oraz 303. Na miejscu poza dużym supermarketem Panorama znajdziemy między innymi H&M, Piazza Italia, OVS, Zarę, Carpisę, Stradivarius i C&A oraz kilka lokali gastronomicznych.

Miejscem, które Erasmusi zazwyczaj tłumnie odwiedzają zaraz po przyjeździe jest IKEA. Ta florencka tak naprawdę mieści się w Sesto Fiorentino (gdzie też mieszczą się niektóre wydziały uniwersytetu, np. wydział fizyki). Jest to najlepsze miejsce, żeby kupić wiele niezbędnych rzeczy, takich jak pościel czy naczynia. Spod dworca Santa Maria Novella kursuje specjalny autobus, którym można bezpłatnie dojechać do sklepu (w drodze powrotnej może być konieczne okazanie paragonu!). Jeździ on jednak jedynie w weekendy. W pozostałe dni można skorzystać z autobusu ATAF nr. 29.

Ponadto Florencja słynie z wyrobów ze skóry. W centrum miasta znajdziemy więc mnóstwo sklepików oraz straganów oferujących duży wybór galanterii skórzanej. W poszukiwaniu takich produktów można się wybrać między innymi na Mercato del Porcellino, który mieści się na Piazza del Mercato Nuovo.

Rzym


Rzym jako, że jest o wiele większy, a ponadto jak by nie patrzeć jest w końcu stolicą, oferuje o wiele więcej opcji na zrobienie zakupów.

Najważniejsze "vie dello shopping", czyli ulice handlowe to słynna Via Condotti, Via Borgognona oraz Via Frattina. Wiele eleganckich i drogich butików oraz jubilerów znajduje się w okolicach Schodów Hiszpańskich. Dior, Gucci, Armani, Prada, Chanel i Cartier to kilka przykładów. Te oczywiście podziwiałam tylko przez szybę, chociaż szczerze mówiąc nawet kosztujące fortunę stroje z wystaw nie robiły na mnie zbytniego wrażenia. Jedynym wyjątkiem były wysokie sandały rzymianki u Valentina, w których dosłownie się zakochałam (i oglądałam ilekroć zawędrowałam w okolice Piazza di Spagna).

Rzymianki od Valentina



Bardziej dostępne dla mnie sklepy, mieściły się przy biegnącej od Placu Weneckiego Via del Corso. Zara, Mango, Carpisa, Chopin, Kiko, H&M (były tam 2 lub 3 sklepy z tej sieci), Tally Weijl, Terranova, Piazza Italia i wiele innych. Jest tego naprawdę dużo.

Szczególnie polecam wejść także do Perugina Chocostore na Via del Corso. Oprócz pysznej czekolady marki Perugina można tam znaleźć mnóstwo fajnych gadżetów. W pamięci zapadły mi np. pendrive'y w kształcie lodów na patyku, a to tylko jeden z licznych przykładów. Ceny niestety do niskich nie należą, ale asortyment jest ciekawy. No i czekolady Perugina koniecznie trzeba spróbować!


We Włoszech jest mnóstwo rodzajów pizzy, także CHOCO PIZZA <3

Czekoladowe likiery


Pendrive'y z dodatkiem czekolady :)



W Rzymie znajdziemy również kilka centrów handlowych z prawdziwego zdarzenia. Ja jednak zawsze odwiedzałam tylko jedno z ich, Porta di Roma, ponieważ miałam tam najbliżej. W upalne dni spacer po wyprzedażach w klimatyzowanej galerii był czasami jedyną alternatywą dla wypadu na plażę. A na miejscu oprócz dwupoziomowego Auchana, IKEI (odwiedzanej przez Erasmusów często ze względu na sprzedawaną tam pizzę - margherita kosztuje 1 euro, a pizza wegetariańska 1,4 euro), Leroy Merlin, Decalthlonu i Media World znajdziemy tu mnóstwo sklepów odzieżowych. A do tego restauracje i kino. Można tam dojechać autobusem nr 38 kursującym od Termini lub linią 80, która zaczyna swoją trasę na Placu Weneckim. Porta di Roma jest ostatnim lub przedostatnim przystankiem, ale nie sposób go przeoczyć. Zawsze wysiada tam sporo ludzi.

Dużo ciekawych sklepów miałam też dosłownie zaraz pod domem. Koło Carrefoura na Via dei Prati Fiscali znajduje się Upim, w którym w czasie wyprzedaży można było wypatrzeć fajne ubrania w dobrej cenie. Jest tam również duży wybór kosmetyków, na które często są promocje. Z kolei na Viale Tirrenio mieści się chińczyk, "Gruppo Orient Express", w kt,órym może i ceny nie są jakoś szczególnie kuszące (przynajmniej jak na chińczyka), ale za to mają bardzo duży wybór i ciekawy asortyment.


Udanych zakupów! 


J. 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Najlepsze lody w Rzymie

Kiedy przychodzi lato, a wraz z nim upały, które potrafią dość mocno dać w kość, nie ma nic lepszego niż włoskie lody! Uważam, że naprawdę trudno jest znaleźć w Polsce tak pyszne desery lodowe jak te w Italii, a dobrych lodów pistacjowych poszukuję już niemal od roku.


Jak przystało na miłośniczkę włoskich gelati, spędziłam w lodziarniach dość dużo czasu, i to nie tylko na konsumpcji. Na nieszczęście mojej figury, chłopak mojej przyjaciółki jest właścicielem jednej z gelaterii w centrum Taorminy. Tam też spędziłam znaczną część moich sycylijskich wakacji, niejednokrotnie pomagając również w laboratorium, gdzie brałam udział w produkcji lodów. Być może właśnie z tego względu temat dzisiejszego wpisu jest tak bliski mojemu sercu.

Wolę nawet nie myśleć, jak dużą część mojego stypendium wydałam na Erasmusie właśnie na te przysmaki. Ale cóż poradzić, skoro tak ciężko się im oprzeć!

Oczywiście, kwestia najlepszych lodziarni jest sporna. Każdy lubi co innego i może mieć odmienne zdanie w tym temacie. Chciałabym napisać jednak o miejscach, które sama wypróbowałam i bardzo polecam odwiedzić.


1. Old Bridge

Przyznam już na początku, że podczas mojego pobytu w Rzymie nie odwiedziłam zbyt wielu lodziarni. Niedługo po tym, jak przyjechałam do Wiecznego Miasta, koleżanka z Korei zaprowadziła mnie do znajdującej się tuż obok murów Watykanu Old Bridge mówiąc, że jest to najlepsza lodziarnia w Rzymie. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale podobno Koreańczycy zaopatrują się zawsze w przewodniki kulinarne, co by tłumaczyło, skąd Soyene znała tak wiele knajpek i wszelakich punktów gastronomicznych. Wracając jednak do Old Bridge, zaglądałam tam tak często, jak tylko mogłam i zabierałam tam każdego, kto przyjechał do mnie z wizytą. Od teraz jest to dla mnie obowiązkowy punkt zwiedzania!
Ubóstwiam tamtejsze lody bacio (czekoladowe z orzechami laskowymi), ale cudowne są też pistacjowe, stracciatella, migdałowe, a w upalne dni polecam te o smakach owocowych (cytrynowe są przepyszne). Wybór jest duży, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Dokładnych cen nie pamiętam, ale za rożka z trzema smakami lodów (zaznaczmy tutaj, że nie jest to równoważne z gałkami, we Włoszech porcje lodów są dużo większe) i bitą śmietaną płaciłam 2,50 euro. Jedynym minusem jest brak miejsca w okolicy, w którym można by spokojnie usiąść i rozkoszować się lodami. W pobliżu można znaleźć ławkę (i kranik z wodą, który często bywał wybawieniem) jedynie na Piazza del Risorgimento.

2. Giolitti

Jest to ulubiona lodziarnia mojej współlokatorki i to właśnie ona mi ją pokazała. Giolitti ma dość długą historię - została założona w 1900 roku. Za każdym razem, a szczególnie w niedzielne popołudnia zastawałam tam tłumy, co absolutnie nie dziwi biorąc pod uwagę renomę oraz lokalizację. Lody są pyszne, ceny jednak nieco wyższe niż w Old Bridge.

3. Fassi

Kolejna lodziarnia z długą historią. Funkcjonuje od 1880 roku i oferuje bogaty wybór smaków w rozsądnych cenach (średni lód kosztuje 2 euro). Niestety było mi tam raczej nie po drodze, jednak warto choć raz spróbować lodów w Fassi. Ponadto znajdziemy tam duży wybór ciastek, w tym słynnych sanpietrini mających kształt kostek brukowych, którymi są wyłożone rzymskie ulice.

4. La Romana

Jest to chyba najbardziej oddalona od centrum lodziarnia, do której dotarłam. Przypuszczam, że nie jest popularna wśród turystów i zaglądają tam gównie miejscowi. Mnie również zabrał tam znajomy Rzymianin. Jak w każdej ze wspomnianych przeze mnie dotychczas lodziarni przywitała mnie tam spora kolejka. Jest to kolejna gelateria "z historią", w której znajdziemy pyszne lody i bardzo miłe, chociaż niewielkie wnętrze.


5. Fonte della Salute na Zatybrzu

Jest to jedyna lodziarnia, do której trafiłam przez przypadek podczas spaceru po pełnym uroku Zatybrzu. Znajdziemy w niej lody bez glutenu, natomiast weganie mogą rozkoszować się lodami na bazie mleka sojowego bądź ryżowego. Niestety, idą za tym nieco wyższe ceny, ale w końcu zdrowie jest bezcenne :)


Mam nadzieję, że skusicie się na odrobinę lodowej przyjemności zwiedzając Rzym,

A presto!


J.



środa, 27 lipca 2016

Importuno - tajemniczy portret na murach florenckiego Palazzo Vecchio

Florencja jest powszechnie znana jako miasto sztuki i artystów. Przechadzając się labiryntem uliczek można dostrzec wiele ciekawych detali, jednak większość z nich trudno jest odnaleźć nie wiedząc o ich istnieniu.

Każdy, kto choć raz odwiedził Florencję na pewno zawędrował na Piazza della Signoria. W szczycie sezonu przejście przez plac jest nie lada wyzwaniem: trzeba wyminąć turystów, a najgorsze są liczne i dość zbite grupki Azjatów. Do tego jeszcze stojące tam dorożki... W takich warunkach raczej trudno przyjrzeć się dobrze każdemu szczegółowi. A każdy zakątek może kryć coś ciekawego...

O twarzy wyrzeźbionej podobno przez samego Michała Anioła na fasadzie Palazzo Vecchio dowiedziałam się od koleżanki, która znalazła artykułu na FirenzeToday (bardzo polecam ten portal, można na nim znaleźć informacje o tym, co się aktualnie dzieje we Florencji). Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wyruszyć na jego poszukiwanie. Faktycznie, za rzeźbą Herkulesa i Kakusa autorstwa Baccia Bandinellego, na murze, skrywa się tajemniczy portret przedstawiający profil mężczyzny. Kto to jest? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, którą można by udzielić w jednoznaczny sposób. Istnieją przypuszczenia, że jest to jeden z najbardziej wybitnych włoskich malarzy i rzeźbiarzy, Michelangelo Buonarotti, który w ten nietypowy sposób miał się tam "podpisać".

Według legendy, za każdym razem, kiedy artysta przechadzał się w okolicach Palazzo Vecchio, był zatrzymywany przez mężczyznę opowiadającego niezmiennie o problemach finansowych oraz długu, który zaciągnął  u Buonarottiego, i którego nawiasem mówiąc nigdy nie spłacił. Podobno któregoś razu wysłuchując go był tak znudzony, że w międzyczasie za pomocą dłuta uwiecznił profil, chociaż nie wiadomo czy swój, czy owego mężczyzny. Wśród florentczyków portret jest znany jednak jako "importuno", czyli ktoś uciążliwy.

Jeśli będziecie we Florencji koniecznie poszukajcie importuna, bo chociaż, powiedzmy to sobie szczerze, specjalnie nie zachwyca, wrażenie robi fakt, iż wyszedł spod dłuta Michelangela.

A presto!


J.

a

poniedziałek, 11 lipca 2016

Facciamo la spesa - zakupy spożywcze w Italii

Witajcie  po długiej przerwie!
Tym razem chciałabym poświęcić trochę uwagi zakupom, które niezależnie od tego, czy jesteśmy zakupoholikami, czy też traktujemy je jako przykrą konieczność, i tak musimy robić.


sklep spożywczy na Sycylii
Oczywiście istnieje wiele miejsc, w których możemy kupić podstawowe produkty spożywcze. W zależności od potrzeb i upodobań możemy wybrać się do pobliskiego sklepiku, supermarketu lub na targ.

Na pewno nikogo nie zdziwi, że największy wybór świeżych warzyw i owoców, ale także serów, ryb, mięsa, owoców morza... czyli praktycznie wszystkiego czego dusza zapragnie znajdziemy właśnie na rynku. Niestety, nie każdy może sobie na to pozwolić, ponieważ targowiska są czynne zazwyczaj jedynie do wczesnych godzin popołudniowych.

We Włoszech, podobnie jak w Polsce, znajdziemy wiele sieciówek, w tym również tych znanych w naszym kraju. Najczęściej widywałam Conad, Coop, Esselungę, Pam, Panoramę, Lidla, Carrefour i Auchan. Stanowczo najniższe ceny były w ostatnim z tych sklepów.

Ponadto, szczegolnie w centrum Florencji, mozna znaleźć mnóstwo niedużych sklepów prowadzonych przez imigrantów (nazywaliśmy ich Pakistańczykami, ale nie mam pojęcia skąd tak naprawdę pochodzą). Sklepiki te są otwarte zazwyczaj do późnych godzin nocnych, być może część z nich działa nawet całą dobę. Znaleźć w nich można przede wszystkim alkohol (którego sprzedaż po godzinie 22 jest zakazana!) i przekąski. Jednak jeśli się bliżej przyjrzeć, jest w nich wszystko, łącznie z kosmetykami. Oczywiście ceny są odpowiednio wyższe niż w przeciętnym sklepie.

Florencja


Mieszkając w centrum miasta można raczej zapomnieć o zakupach w większych (a co za tym idzie również tańszych) sklepach, chyba że ma się samochód lub dobry dojazd komunikacją miejską. Ja niestety nie dysponowałam ani jednym, ani drugim. Dlatego też miałam dwie opcje: robić zakupy w bliższych, ale droższych sklepach albo też nosić siatki przez pół miasta i tracić mnóstwo czasu na codzienne zakupy.

Zazwyczaj robiłam drobne zakupy w Unicoopie znajdującym się w dzielnicy Novoli, tuż obok kampusu nauk społecznych lub w Esselundze w drodze powrotnej z uczelni. W tych sklepach ceny były najlepsze. Wiele produktów można było stosunkowo tanio kupić w Lidlu, jednak wszystkie sklepy z tej sieci znajdowały się daleko od centrum (do najbliższego szłam ok. 40 minut). Kiedy nadszedł czas egzaminów i miałam niewiele czasu, a zarazem rzadko bywałam na uczelni, chodziłam na zakupy do Conada oraz Carrefour Express. W centrum jest ich naprawdę dużo, chociaż nie rzucają się jakoś specjalnie w oczy - dopiero po dłuższym czasie zauważyłam, jak łatwo się na jakiś natknąć! Jeśli chodzi o Conad (chociaż dotyczy to większości sklepów), warto wyrobić kartę stałego klienta, dzięki której często można kupić wiele produktów w niższych cenach (wyrobienie karty jest bezpłatne). Największe i zarazem moje ulubione sklepy należące do tej sieci - Sapori & Dintorni Conad - znajdują się w okolicy stacji kolejowej Santa Maria Novella, na Largo Alinari Fratelli oraz w sąsiedztwie Ponte Vecchio, na Via de Bardi.

San Lorenzo Mercato Centrale di Firenze jest największym i najbardziej znanym rynkiem we Florencji. Mieści się on w centrum miasta, kilka minut od dworca głównego czy od Duomo i możemy znaleźć na nim co tylko dusza zapragnie. Owoce, warzywa, mięso, wędliny, ryby, grzyby, pieczywo, kwiaty i zioła... Ponadto na pierwszym piętrze znajdują się bary i restauracje kuszące cudownymi zapachami.
Targowisko jest czynne w dni powszednie od 7:00 do 14:00, natomiast w soboty (z wyłączeniem miesięcy letnich) od 7:00 do 17:00

Rzym


Ze względu na to, że Rzym jest znacznie większym miastem niż Florencja, a ponadto w okolicy miałam dość duży wybór sklepów, wyjścia na zakupy ograniczałam tylko do tych najbliższych. Mieszkałam niecałe 5 minut drogi od stacji metra B2 Jonio (co może wydawać się końcem świata, jednak nie mogłam sobie wymarzyć lepszego miejsca!) i w bezpośrednim sąsiedztwie miałam naprawdę wszystko co mogło mi być potrzebne. Najbliższy supermarket, Pam, znajdował się na Viale Jonio, w drodze do metra. Był w nim dość duży wybór, jednak na większe zakupy zazwyczaj chodziłam do Carrefoura znajdującego się w niewiele większej odległości, na Via dei Prati Fiscali. Na przeciwko, po drugiej stronie ulicy miałam kolejny sklep, Tuodi. Wybór asortymentu był tam raczej niewielki, ale można było trafić coś, w szczególności warzywa i owoce, w dobrej cenie. Oprócz tego na osiedlu było mnóstwo mniejszych sklepików spożywczych, w których można było kupić ładne owoce i warzywa, często w przystępnych cenach. Raz na jakiś czas wybierałam się na większe zakupy do Auchana lub Lidla. Do obydwu sklepów docierałam autobusem linii 38, a do centrum handlowego Porta di Roma (w którym mieścił się Auchan) dojeżdżała także 80-tka zaczynająca swoją trasę na Piazza Venezia (niestety, autobus ten jest zazwyczaj bardzo zatłoczony). 

Co się tyczy targowisk, jest ich na pewno wiele, jednak z tego co pamiętam byłam jedynie na jednym, ale dość dużym targu w okolicy stacji metra linii A Vittorio Emanuele II. Było to dla mnie przeżycie o tyle ciekawe, że sprzedawane są tam liczne egzotyczne owoce i warzywa, które widziałam na oczy po raz pierwszy w życiu. I bardzo mnie kusiło, żeby ich spróbować!
Czasami natomiast okazję dosłownie same mnie znajdowały. Np. w przedostatnim dniu mojego pobytu w Rzymie przy dworcu Termini kupiłam przepysznego melona za jedyne " un euro" (czyli 1€ :)). Moja współlokatorka z kolei kupowała pyszne arbuzy na stacji benzynowej w pobliżu naszego mieszkania, również niewiele za nie płacąc.
Owoce na Via dei Fori Imperiali

Owoce sprzedawane w centrum Rzymu
Świeże owoce i warzywa można codziennie kupić także na Campo de' Fiori, w samym centrum Wiecznego Miasta. Tradycyjnie był to targ kwietny, po czym został ślad do dzisiaj.


Na mercato na Campo de' Fiori można zajrzeć od poniedziałku do soboty od godziny 7:00 do 13:30.

Oczywiście w opisanych przeze mnie miastach można znaleźć wiele miejsc, do których warto zajrzeć robiąc zakupy. Najlepiej po prostu rozejrzeć się po okolicy i spróbować lokalnych specjałów :)

A presto!


J.

niedziela, 1 maja 2016

W poszukiwaniu odrobiny szczęscia

Pewne greckie przysłowie mówi, że cierpliwość jest kluczem do szczęścia. Jednak ludzie są z natury niecierpliwi i od zawsze szukali sposobów na zagwarantowanie sobie pomyślności. W jaki sposób można ją sobie zapewnić podczas podróży po Italii?

Mediolan - Byk w Galleria Vittorio Emanuele II

Przechadzając się słynną galerią handlową warto odwrócić uwagę od ekskluzywnych sklepów
i choć przez chwilę skupić się na jej wnętrzu. Na mnie osobiście większe wrażenie zrobił budynek niż znajdujące się w nim sklepy. Pierwszy raz byłam w Mediolanie w okresie świątecznym i moją uwagę przykuły wtedy także ozdoby. Jednak najbardziej w pasażu zaciekawiła mnie znajdująca się na jego posadzce mozaika przedstawiającego byka. Co ciekawe, jest to symbol innego miasta, Turynu. Dlaczego więc znajduje się w Mediolanie? I dlaczego przynosi szczęście? Otóż oba miasta łączy wzajemna wrogość. Dlatego też, aby zapewnić sobie łut szczęścia, należy obrócić się trzykrotnie na pięcie prawej stopy w otworze wyżłobionym w symbolu nielubianego miasta. Rytuał ten jest bardzo lubiany przez turystów, dlatego też nie trudno jest odnaleźć słynną mozaikę, przy której kłębią się zwiedzający miasto. Ale nie ma co się dziwić, perspektywa zapewnienia sobie szczęścia jest zbyt kusząca, żeby minąć il toro!

Florencja - il Porcellino

Zwiedzając Florencję szczęście można znaleźć na Piazza del Mercato Vecchio. W sąsiedztwie kramów z wyrobami skórzanymi znajduje się fontanna z posągiem przedstawiającm dzika. Czasami trudno go dostrzec ze względu na tłoczących się przy nim turystów.
Aby dzik, zwany przez Florentczyków "Il porcellino", czyli świnka, spełnił  życzenie i przyniósł szczęście trzeba w odpowiedni sposób wykonać skomplikowany rytuał. Otóż należy potrzeć pysk dzika monetą (dzięki zmaganiom wielu zwiedzających jego pyszczek zmienił kolor i błyszczy się). W czasie pocierania należy pomyśleć o tym, czego się pragnie, po czym upuścić monetę. Niestety nie gwarantuje to spełnienia życzenia - aby się zrealizowało, moneta musi spaść do kratki znajdującej się pod dzikiem. Nie ma co się zniechęcać, jeśli nie uda się to za pierwszym razem. Można próbować dalej, jednak nie więcej niż 3 razy!
Niech dzik będzie Wam łaskawy! :)

Verona - posąg Julii


Verona jest miastem miłości, o tym wie chyba każdy. Dlatego też na trasie zwiedzania obowiązkowym punktem jest dom Giulietty Capuleti. Każdy poszukujący miłości powinien zwrócić uwagę na stojącą pod słynnym balkonem statuę z brązu przedstawiającą bohaterkę szekspirowskiego dramatu. Co trzeba zrobić, aby znaleźć wielką miłość? Obowiązkowo należy położyć dłoń na prawej piersi Julii, myśląc jednocześnie o wymarzonym księciu z bajki (bądź księżniczce, oczywiście!). Nie pozostaje więc nic innego, jak zainwestować w podróż do Werony!

Rzym - Fontana di Trevi

Któż nie słyszał o tym, że wrzucając monetę do Fontanny di Trevi - koniecznie prawą ręką przez lewe ramię! - można sobie zagwarantować powrót do Wiecznego Miasta? Myślę, że wie o tym niemal każdy, ponieważ miliony turystów odwiedzających Rzym ochoczo oddają się temu rytuałowi, wykonując go w mniej lub bardziej dokładny sposób. O ile dla mnie sam powrót  do mojego ukochanego miasta jest równoznaczny ze szczęściem, przypuszczam, że większość zwiedzających nie podziela mojego punktu widzenia. Wydaje mi się, że stosunkowo niewielu wie, że istnieje także druga legenda związana z najsłynniejszą fontanną. Otóż według niej szukający szczęścia w miłości nie powinni się ograniczać do jednej monety, ale wrzucić aż trzy. W ten sposób, oprócz zapewnionego powrotu do Rzymu, druga moneta ma przynieść nową miłość. Trzecia z kolei ma doprowadzić do ślubu z ukochanym bądź ukochaną w tym właśnie mieście.
Z moich rachunków wynika, że wrzuciłam już trzy monety, jednak nie jednocześnie. Być może właśnie dlatego nie mogę potwierdzić skuteczności tego rytuału.

Przesądy przesądami, ale czasami warto wykonać te rytuały, żeby móc odhaczyć wszystkie obowiązkowe punkty zwiedzania. A nóż okaże się, że są skuteczne!


Buona fortuna!


J.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Podróżowanie po Włoszech

Podróże są jedyną rzeczą, na którą wydajemy pieniądze, a jednak w paradoksalny sposób nas wzbogacają. A o ile, to już zależy tylko od nas samych.
Ponadto podróżowanie jest jak oddychanie - kiedy się zacznie, nie można już przestać. Brak kolejnego oddechu, czyli wyjazdu, powoduje uczucie "duszenia się". A przynajmniej ja tak to właśnie odczuwam.

Z całą pewnością Erasmus jest doskonałą okazją do zwiedzenia kraju, w którym odbywa się wymianę. Lepiej być nie może - baza wypadowa już jest, więc jedyne co trzeba zrobić to znaleźć towarzystwo (albo zebrać się na odwagę i wyruszyć samemu w nieznane!) i zaplanować wszystko krok po kroku. Tym razem jednak chciałabym się skupić na środkach transportu, oczywiście uwzględniając te najtańsze, na które może sobie pozwolić przeciętny student.


Autobus

Ze względu na to, że pociągi we Włoszech są raczej dosyć drogie, często przychodziło mi korzystać
z wolniejszego i mniej wygodnego (przynajmniej dla posiadaczy długich nóg) środka lokomocji, jakim są autobusy.

Stanowczo najtańszym przewoźnikiem jakiego znam jest Megabus. Na włoskim rynku działa niestety dopiero od czerwca 2015 roku, więc od końcówki mojego pobytu we Włoszech. Między egzaminami udało mi się jednak odbyć kilka naprawdę tanich podróży.
Nie wiem, czy nadal można utrafić bilety w tak korzystnej cenie, ale na samym początku na wszystkich trasach kosztowały... 1 euro + o ile dobrze pamiętam 50 centów opłaty rezerwacyjnej (podobnie jak w polskim busie). Dzięki temu udało mi się pojechać z Rzymu do Neapolu za jedyne 2,50! Oczywiście cena zależy też od tego, z jak dużym wyprzedzeniem rezerwujemy bilety. Mimo wszystko Megabus daje możliwość naprawdę taniego podróżowania.
Muszę jednak wspomnieć o kilku wadach: wydaje mi się, że bilety można kupić jedynie przez internet, a ponadto przy wejściu trzeba pokazać na telefonie kod potwierdzający rezerwację (ewentualnie wydruk, ale kod spisany na kartce nie przejdzie). Jeśli chodzi o samą jazdę, bywa różnie. Zdarzały się długie postoje gdzieś w polu i opóźnienia - szczególnie na samym początku. Raz, kiedy wracałam z Mediolanu, autokar zatrzymał się w środku nocy w dziwnym miejscu i wsiadło do niego około 30 czarnoskórych imigrantów. Przyznam szczerze, że ich pojawienie się i początkowe zachowanie wzbudziło we mnie spore obawy.

Innym przewoźnikiem, z którego usług korzystałam był Baltour. Jako, że podróżowałam nim tylko na trasie Florencja - Rzym, nie bardzo się orientuje w cenach pozostałych połączeń. Natomiast podróż w jedną stronę z perły Toskanii do stolicy wynosi od 9 do 25 euro, w zależności od tego, ile biletów zostało już wyprzedanych.


Czasami problemem staje się znalezienie przystanku autobusowego. W Katanii autobus uciekł mi dlatego, że chodziłam w tę i z powrotem po długiej ulicy szukając jakiejkolwiek tabliczki i pytając ludzi - nikt nie wiedział, skąd odjeżdża. W końcu, kiedy zauważyłam jadący autobus i ruszyłam w pogoń, uciekł mi dosłownie sprzed nosa. Ale przynajmniej dowiedziałam się, gdzie czekać na następny. W Tivoli natomiast, w okolicy Villi Adriana, szukając przystanku znalazłyśmy z koleżanką ukrytą za krzakami tabliczkę sprzed kilkudziesięciu lat. Podobno autobus faktycznie się tam zatrzymywał, ale jeździł bardzo rzadko i gdyby nie pomoc życzliwych ludzi, prawdopodobnie spędziłybyśmy tam pół dnia.

Włosi miewają problemy z widocznym oznaczaniem przystanków

Pociąg

Niestety, pociągi we Włoszech do najtańszych nie należą. Jednak kupując z dużym wyprzedzeniem za ok. 20 euro można podróżować Freccią, co bardzo polecam. Pociągiem Frecciarossa jechałam
z Mediolanu do Florencji. Podróż ta była wygodna i przyjemna, a do tego bardzo krótka - jechałam niewiele ponad 1,5 godziny. Dla porównania, ta sama trasa pociągiem intercity trwała 4,5 godziny.
Konkurencją dla Trenitalii jest Italotreno. Ceny są sporo wyższe, ale podobno komfort jazdy rekompensuje wydatek. Nie przetestowałam tego jednak na własnej skórze.


Dworzec w Mediolanie

Samolot

Niewiele mogę napisać o własnych doświadczeniach związanych z podróżami samolotem po Italii, ponieważ ograniczają się one do lotów na Sycylię z przesiadką w Rzymie. Wiem jednak, że od czasu do czasu można trafić na bardzo tanie loty w Ryanairze. Przykładowo, niemal cały czas dostępne były loty z Pizy i Rzymu (możliwe, że z innych miast też, ale nie zwracałam na to uwagi) do Crotone za jedyne 9 euro w jedną stronę (słyszałam jednak, ze w Crotone dojazd z lotniska do miasta jest bardzo trudny i kosztowny. Czy to prawda? - Tego nie wiem). Dość tanio można było dolecieć też na Maltę, do Barcelony czy Paryża. Widziałam nawet bilety do Crotone za 0,3 euro! Wyprzedały się one w mgnieniu oka, ale nie ma co się dziwić, skoro Ryanair wprowadził tak szaloną promocję...


Bla bla car

Osobiście nie odważyłabym się skorzystać z tego środku lokomocji, ale to też jakaś opcja. Moja koleżanka podróżowała w ten sposób i była zadowolona. A ponadto zapłaciła sporo mniej niż za pociąg.


Niestety we Włoszech nie ma zniżek studenckich ani uczniowskich, nawet posiadając włoską legitymację, co uważam za duże utrudnienie w podróżowaniu. Mimo wszystko nie ma moim zdaniem nic piękniejszego niż wyruszyć w drogę i odkrywać nowe miejsca!


Keep calm and buon viaggio!


J.

piątek, 22 kwietnia 2016

10 rzeczy, za które kocham Rzym



Czasami tak jest, że nie potrafimy wytłumaczyć swoich uczuć. Coś nam się podoba, bo się podoba.
I kropka. Albo wręcz przeciwnie - mamy do czegoś niechęć, jednak nie jesteśmy w stanie określić jej źródła.
Moja fascynacja Rzymem, bo chyba mogę w ten sposób określić mój sentyment do tego miasta, zaczęła się zanim jeszcze tam pojechałam. Oglądałam zdjęcia w internecie, przeglądałam książki
i artykuły w gazetach. Wielokrotnie oglądałam film-przewodnik dołączony do jednej z gazet, marząc, że któregoś pięknego dnia będę się przechadzać brukowanymi ulicami Wiecznego Miasta.
Pomimo tego, że pokochałam Rzym in anticipo - "z góry", zanim ujrzałam go na własne oczy, bez problemu mogę wymienić chociaż kilka rzeczy, które mnie w nim urzekają.

Za co więc kocham Rzym?

      1. Blask bijący od marmurowych zabytków

Być może to dość nietypowy argument, ale biel niektórych budynków napawa mnie optymizmem. Tym, czego nie lubię najbardziej są szare, smutne mury, których niestety tak wiele jest w Gdańsku. Tak naprawdę myśląc o oślepiających marmurach, mam na myśli przede wszystkim Vittoriano, Ołtarz ojczyzny. Kiedy tylko pojawia się słońce (a oczywiście dzieje się to bardzo często) nie sposób na niego patrzeć bez okularów (których brak powoduje u mnie zawsze kichanie). Bardzo za tym tęsknię.


     2. Fontanny i źródełka z wodą

Rzym jest "miastem darmowej wody". I to coś, za co je uwielbiam. Nic nie gasi pragnienia w upalne dni lepiej niż zimna woda dostarczana akweduktami prosto z gór (słyszałam kiedyś, że są to także stare rzymskie akwedukty i sprawdziłam, że faktycznie między innymi Fontana di Trevi jest zasilana przez akwedukt Aqua Virgo, który służy miastu od ponad 2000 lat!). Nie trzeba szukać sklepów i stać w kolejkach. Wychodząc z domu wystarczy zabrać małą buteleczkę i napełniać ją na bieżąco na mieście.
Moimi ulubionymi fontanellami są nasoni, czyli nochale. Na terenie comune di Roma naliczono ich ponad 2.500 tysiąca, więc nie ma obaw, że uschnie się z pragnienia. Kiedyś przeczytałam na ich temat coś, co mnie bardzo zaciekawiło - jeśli zatka się kranik, z którego leci woda, wylatuje ona innym otworem, znajdującym się na górze. Dzięki temu można łatwo się jej napić. Oczywiście, Rzymianie robią to z klasą. Natomiast ja po wcieleniu mojego odkrycia w życie tak się pochlapałam, że byłam przemoknięta niemal co do suchej nitki. Nadal pocieszam się, że na pewno praktyka czyni mistrza!

Zródełko w Giardino degli aranci



Z kolei jeśli chodzi o fontanny, tych też jest mnóstwo! W gorące dni nie ma nic przyjemniejszego niż stanąć przy jednej z nich i cieszyć się kropelkami wody niesionymi przez wiatr (zakładając oczywiście, że chociaż delikatnie powiewa). Niestety dotykanie wody może nie być najlepszym pomysłem. Raz maczając dłoń w fontannie na Piazza della Rotonda usłyszałam groźny głos policjantki krzyczącej: "Signora, don't touch the water!".


     3. Widok z Giardino degli aranci
Może i panorama rozciągająca się z ogrodu pomarańczowego nie bije na głowę innych punktów widokowych, ale ma w sobie coś magicznego. Być może jest to zasługa drzewek pomarańczowych. Ja najbardziej lubię perspektywę roztaczającą się mniej więcej z połowy głównej alejki. Majacząca w oddali kopuła Bazyliki św. Piotra znajdująca się pod baldachimem, który tworzą pinie... Ten widok naprawdę urzeka. Poza tym według mnie ten park jest najbardziej romantycznym miejscem
w Rzymie.


     4. Drzewa piniowe
W Rzymie jest naprawdę dużo parków. Zieleń daje możliwość ucieczki od wielkomiejskiego zgiełku i wyciszenia się. Tym, co kocham najbardziej są jednak pinie. Oczywiście, nie rosną one tylko
w Rzymie, jednak te, które widziałam we Florencji wyglądały jakoś inaczej. A poza tym, uwielbiam zdjęcia przedstawiające Wieczne Miasto, na których widoczne są także te drzewa, tak bardzo mi się
z nim kojarzące. I chyba nie jestem osamotniona, skoro włoski kompozytor Ottorino Respighiego napisał poemat symfoniczny "I pini di Roma", którego motywem przewodnim są właśnie sosny piniowe w różnych miejscach w Rzymie (Villa Borghese, Gianicolo, Via Appia i katakumby).

Pinie przy Via del Circo Massimo
     5. Historia i starożytne zabytki
Historia Rzymu jest nie tylko długa, ale też naprawdę fascynująca! Właścicielka wynajmowanego przeze mnie mieszkania była przewodniczką. Oprowadzała po Rzymie polskie wycieczki i za każdym razem, kiedy ją o coś zapytałam, opowiadała mi całą historię danego miejsca, zabytku czy postaci. A ja mogłabym tego słuchać godzinami!

Spacerując po Forum Romanum zawsze z zachwytem przyglądałam się lepiej lub gorzej zachowanym świadectwom istniejącej tam przed wiekami cywilizacji. I pomyśleć, że znajdujące się tam budowle przetrwały tyle stuleci! Na mnie osobiście największe wrażenie robi fakt, iż zostały wzniesione na długo przed tym jak Mieszko I został przywódcą plemienia Polan dając początek istnieniu naszego państwa!


     6. Dialekt

Z dialektem rzymskim po raz pierwszy miałam styczność czytając książki Federico Mocci i chociaż myślę, że brzmi trochę wulgarnie w porównaniu z językiem literackim, od razu mi się spodobał. Zaraz po przyjeździe do Rzymu uświadomiłam sobie, że jego mieszkańcy mają nieco inny sposób wyrażania się niż Florentczycy. Na ulicy co krok obijało mi się o uszy "ammazza!" i przyznam, że kiedy usłyszałam to pierwszy raz troszkę się przestraszyłam - w dosłownym tłumaczeniu oznacza to "zabij!". Po krótkim czasie zorientowałam się jednak, że rzymianie nie są tacy żądni krwi. Jak wytłumaczył mi kolega, ammazza może wyrażać zaskoczenie lub zachwyt. W takim razie tylko im pozazdrościć, że mają tyle okazji do jego wyrażania!


     7. Zabytkowe samochody i skutery

W Rzymie historia niejednokrotnie ma cztery... lub dwa koła. Często zdarzało mi się natrafić na zabytkowe samochody przejeżdżające przez centrum lub stojące w bocznych uliczkach. Nie wiem dlaczego, ale są dla mnie swoistym symbolem włoskiego dolce vita. Poza tym ta targa z napisem Roma - coś pięknego! Że już nie wspomnę o tym, że przystojny rzymianin na starej (ewentualnie na nowej) vespie byłby spełnieniem moich marzeń.

stara...

... i nowa vespa

równie cieszący oko co oryginał skuter produkowany w Indiach 


     8. Sygnalizatory świetlne 

Z tego, co zauważyłam wszelkiego rodzaju przepisy drogowe we Włoszech są bardziej sugestiami niż zasadami, których trzeba bezwzględnie przestrzegać. To samo dotyczy świateł, a przy najmniej patrząc z perspektywy pieszego. Stojąc na przejściu i widząc, że ulica jest puściusieńka, można po prostu przejść. Oczywiście nie ma żadnego oficjalnego pozwolenia, ale nikt, z kim rozmawiałam nie słyszał o mandacie za przejście na czerwonym. Zdarzyło mi się nawet widząc nielegalnie przekraczających jezdnię zaraz pod okiem policji (lub karabinierów, teraz nie jestem już pewna). Sama niejednokrotnie musiałam to robić (tzn. nie przy stróżach prawa), ponieważ wzięłam sobie do serca angielskie przysłowie "When in Rome, do as the Romans do". Pod względem punktualności, lub raczej jej braku, też zrobiłam się molto romana.

     9. Bliskość morza

Pamiętam zdziwienie mojej babci, kiedy powiedziałam, że w Rzymie są plaże. Jak to, przecież stolica Włoch jest oddalona od wybrzeża? I faktycznie tak jest. Chociaż nie do końca. Oddalona o ok. 30 km od centrum miasta Ostia formalnie stanowi frazione di Roma (czyli powiedzmy dzielnicę Rzymu). Z tego względu można się tam dostać korzystając z normalnych rzymskich biletów na komunikację miejską. Dlatego też bywałam tam tak często, jak to tylko było możliwe. Zaznaczę od razu, że plaże w Ostii nie powalają. Morze przypominało mi tam raczej Bałtyk niż na przykład Adriatyk. Ale może dzięki temu czułam się tam trochę bardziej jak u siebie.




     10. Koty

Bez dwóch zdań jestem kociarą. W Rzymie bardzo tęskniłam za moją czworonożną przyjaciółką, ale na każdym kroku spotykałam koty. Spora kocia kolonia mieszka na terenie strefy archeologicznej Torre Argentina, nieopodal Piazza Venezia. Kotki wygrzewają się tam wśród ruin czterech rzymskich świątyń, dla których stanowią uroczą ozdobę. Ponadto są bardzo przyjazne i z ciekawością podchodzą do turystów, dzięki datkom których (oraz Comune di Roma) są utrzymywane.



Włoska nazwa Rzymu, Roma, czytana od tyłu daje nam słowo amor, oznaczające miłość. Pomimo złych rzeczy, które mnie w nim spotkały (między innymi dwa razy zostałam okradziona) i wielu innych, które niesamowicie irytowały, nie potrafię nie kochać tego miasta!

A presto!

J.